W poszukiwaniu miejsca na Ziemi

Wszelki wypoczynek staramy się organizować poza granicami kraju, raz, że kochamy podróżować i poznawać inne kultury, sposób życia, kuchnię.. dwa, że tak czy owak cena wypoczynku jest zwykle porównywalna z pobytem nad polskim morzem, górami, Mazurami .. trzy to gwarancja słońca, niezapomniane obrazy i co by nie mówić, ale ciepłe i orientalne kraje smakują i przyciągają, pozostawiając niedosyt i pytanie: czy chcę żyć w Polsce? Czy to moje miejsce? Dlaczego jest tu tak zimno, ludzie są pesymistami, ciągłe narzekanie wokoło .. i pomimo zmian na lepsze (mam na myśli rozwój kraju, gospodarkę, standard życia) to cały czas żyje się tak trudno ..

Drugi raz zawitaliśmy do Turcji.
Wybierając ten kierunek chyba trochę naciskałem na taki wybór :-)
Rok wcześniej wypoczywając na Rodos często wracałem myślami do pierwszego pobytu w Turcji .. to pewnie z racji bliskości tej wyspy i Marmaris, gdzie byliśmy wcześniej. Podczas jednej z wycieczek typu "lazy day na boat trip"przepływaliśmy kilkaset metrów od tureckiej ziemi.. dziwny sentyment mnie ogarnął. Pamiętam, jak bardzo chciałem postawić nogę w Turcji. Być tak blisko i jednocześnie aż tak daleko (bo to przecież kilkaset metrów wpław ;) .. no i wizy nie miałem :))

Mija kilka miesięcy od pobytu w Turcji południowej (tak, tak, bo regiony są tu ważne) a ja cały czas przetwarzam "czy mógłbym tam żyć?".
W porównaniu do regionu Bodrum-Marmaris, południowa część jest bardziej tradycyjna, co widać nie tylko po budynkach, ale i strojach. Europejczyk wysoko noszący głowę powie, że im dalej na południowy wschód (lub w głąb lądu) to jest biedniej i bardziej zacofanie. Jakaś prawda w tym jest, bo Turcja ciągle i bardzo intensywnie się rozwija "walcząc" przy tym z tradycją. Generalnie gołym okiem widać, że im dalej na wschód to takie klimaty, jak przeprowadzanie krowy przez autostradę, formowanie i suszenie przy swoich domostwach odchodów zwierząt, domy-lepianki, ale 3 satelity muszą być! :). Kobiety poubierane w długie zakrywające całe ciało szaty, co nie było normą w regionie Bodrum-Marmaris. Muszę jednak przyznać, że młode kobiety w takich szatach są niesamowicie seksi :) Piękne są te stroje, a do tego "markowe" okulary przeciwsłoneczne, torebka Gucci, też "markowa" .. bo tam wszystko jest markowe ;)
Pod tym względem zauroczyła mnie Antalya. Miasto nowoczesne, wielokulturowe, przeogromne i niesamowicie piękne!
Wiedzieliśmy, że Turcy uwielbiają pomagać turystom, i słyną z otwartości. Właśnie w Antalyi, próbując przedostać się przez prawie milionowe miasto, pomógł na turek na skuterku napędzanym .. pedałami :) Od samych przedmieść poprowadził nas do ścisłego centrum na "strzeżony" parking.. Pozostawiliśmy tam samochód, ale wraz z kluczykami! Śmignęła mi myśl i obawa, że po powrocie auta nie znajdę, jednak musiałem mu zaufać. Parkingiem okazał się plac wśród tradycyjnych blokowisk, 300 metrów od starego miasta. Pozostawienie kluczyków było konieczne ponieważ auta były ustawiane jedno za drugim i obok siebie. Chcąc odebrać auto, kilka wcześniejszych musiało zostać przestawionych :) Ponieważ do miasta byliśmy prowadzeni przez "przewodnika" jemu tylko znanymi uliczkami, to kompletnie nie miałem pojęcia, jak stąd teraz wyjechać. I na to znalazło się rozwiązanie. Inny tym razem "przewodnik" wygestykulował, abym przesiadł się na miejsce pasażera, a on sam będzie prowadził, co by nie mówić - wynajęty samochód.. On angielski ni w ząb, rosyjski też (ja zresztą również), o tureckim nie wspomnę :) Niepokój narastał, kiedy po wyjeździe z miasta on nadal jechał i nie chciał oddać mi kierownicy. W ostateczności okazało się, że skorzystał z okazji i podwiózł siebie samego do domu :) Było był po pracy, a do tego po drodze. Hmm .. sympatyczne.

Codzienność w Turcji to również łatwy dostęp do mieszkań. Mieszkanie w stanie developerskim o powierzchni 70-100 m2 można kupić w cenie naszych, ale 50 m. Czynsz nie istnieje. Gorzej z autami, bo nie można sprowadzić auta używanego. Pozostaje kupno na rynku tureckim. Auta są drogie, tak samo, jak benzyna (prawie 9 zł). Na całe szczęście Turcy rozumieją ten stan i kiedy młodzi się pobierają, wiedzą że muszą pomóc im na starcie. Wesela organizuje się na minimum 300 osób, normą jest 500, a jeśli mieszkasz we wsi, gdzie wszyscy się znają, to zapraszana jest cała wieś. Goście prezentują młodym złote monety lub zwykłe pieniądze. Dzięki temu każda impreza się zwraca i zostaje jeszcze na mieszkanie.

Zatrzymaliśmy się na przepięknej plaży dla miejscowych. Całe rodziny zgromadzone na dywanach lub przygotowanych już na plaży drewnianych ławach, przesiadują, biesiadują i odpoczywają w cieniu drzew. U nas co najwyżej zabieramy kanapki i termos z herbatą, pivko, colę lub po prostu kupisz hot-doga z mikrofali w pobliskiej budce. Tam na dywanach rozstawiają garnki, talerze, samowary.. siedzą, jedzą, grillują. Dzieci dookoła szaleją z ojcami (kobiety są raczej ciche, spokojne, takie gdzieś w tle), a jeśli zobaczysz kobietę z dziećmi w wodzie, to też w pełnej szacie. Mocno upraszczając, to kobieta dba o dom i rodzinę, a mężczyzna przynosi pieniądze i oddaje się przyjemnościom.

Kolejny koloryt?
Nomadowie. W chłodne miesiące mieszkają w miastach, w blokach, swoich apartamentach, domach. Wiosną, latem, do jesieni - pakują dobytek, zabierają dzieci i udają się w góry (przepiękne i ogromne góry Taurus), wędrują wypasając zwierzynę. Ot, kultywowanie tradycji. Jesienią sprzedają zwierzynę, skóry i wszystko co wytworzyli w tym okresie i wracają do miast. No mnie to ujęło! Że nie wspomnę o straganiarzach, pucybutach i szewcach na ulicy. Wszyscy szczęśliwi, kochają to co robią, a jednocześnie korzystający z dobrodziejstw "nowego świata".

Wszelkie moje zmysły chcą tam być (a o kuchni nawet nie wspomniałem), tylko rozum ma wątpliwości. Czuję, że Turcy to moi bracia, czy to moje miejsce na Ziemi?
Wiem jedno. Turcja jest sprawcą zamętu w mojej głowie.

Komentarze

  1. wspaniałe zdjęcia oraz opis zycia w Turcji. Gratuluje bloga, mi sie podoba bardzo a nawet bardzo bardzo

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetnie napisane i proszę o więcej takich artykułów.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz