Królowa rocka jest tylko jedna! //Queen - Queen II//

Rok 1974.

Trident Studios.
Nagrywali w nim David Bowie, Genesis, Rolling Stones, Elton John, Bee Gees, Yes ...
Z czasem okazało się, że Queen stał się jednym z najbardziej wartościowych klientów Trident.

Płyta "Queen II" niespodziewanie nie ma strony A i B - jak zawsze mają płyty. Nowy koncept zespołu zakładał stronę White (utwory autorstwa Briana Maya i Rogera Taylora), oraz stronę Black (autorstwa Freddiego Mercury).



W tamtych czasach, kiedy nagrywano materiał na taśmach - zespół w studiu wyczyniał cuda, takiego bogactwa dźwięku nigdy wcześniej nie słyszano w radio, czy na koncertach. Nagrywanie wielościeżkowe, nakładanie się na siebie dźwięków może mylić słuchacza i sugerować ingerencję elektroniki.. a to był czysty rock, nie istniały przecież komputery! Pewnie dlatego producent płyty okrasił ją wyjaśnieniem: "i nikt nie grał na syntezatorze ... znowu".

Swoją drogą płyta miała nosić tytuł "Over The Top" jednakże była to dopiero druga płyta zespołu i taki tytuł byłby oskarżony o przesadę i pretensjonalność. Z drugiej jednak strony poziom skomplikowania nagrań, przesadzona scena muzyczna, wpisywałaby się idealnie w jej tytuł roboczy.
O tym, jak skomplikowanie były to nagrania, jaką pracę wykonali muzycy w studiu świadczy fakt, że aż 5 utworów z płyty nigdy nie zostało zagranych przez zespół na koncercie, a najbardziej rozbudowana kompozycja (jak wielu twierdzi) "The March Of The Black Queen" na koncertach grana była tylko we fragmencie.
Już nigdy później Queen nie posunęło się tak daleko w technice produkcyjnej - oczywiście poza dziełem "Bohemian Rhapsody", o czym pisałem tutaj.



Jak pewnie zauważyliście producentem jest Thomas Baker ... Tak to ten sam gość, co oskubał Queen z kasy, a Freddie napisał o nim piosenkę "Death on Two Legs".


Wspominany krążek "Queen II" jest prezentem.. Winyl otrzymałem od znajomego. W sumie mojego guru i przewodnika po świecie winyli (dziękuję Marcin!). Egzemplarz pochodzi z wytwórni Trident Studios, rok 1974. Tak! Płyta liczy sobie 44 lata i brzmi wyśmienicie!  



Moim faworytem z płyty jest "White Queen - As it Began" - kawałek napisany przez Briana Maya jeszcze w  czasach, kiedy był w zespole Smile. Cudowna ballada z tekstem napisanym w stylu staroangielskim. Utwór został podszlifowany przez Freddiego, jednak z pełnym poszanowaniem fragmentu solówki gitarowej Briana, którą to przecież pisał dla siebie :-)
Słuchałem kawałka setki razy, ale zawsze było to nagranie studyjne. Przepiękne solo gitarowe Briana znam na pamięć. Posłuchajcie. (fragment od ok 2 min 50 sek).


Jeśli jednak ktoś zechce porównać, jak ten sam fragment brzmi w wykonaniu koncertowym - zapraszam. Historyczny koncert odbył się w słynnej hali Hammersmith Odeon w Londynie, w wigilię 1975 roku i był to pierwszy w karierze Queen koncert transmitowany na żywo przez telewizję BBC, jak i radio. Tylko dzięki temu zachował się ten genialny materiał, który na płycie CD i winylu ukazał się dopiero po 40 latach!!

(fragment od 2 minuty 38 sekund)



Utwory na drugiej stronie płyty, "czarnej" stronie :-) - wszystkie autorstwa Freddiego, stanowią pewną całość. Należałoby słuchać je wszystkie, po kolei. Całość tworzy pewnego rodzaju suitę. Barokowy przepych. Opera! Wielowarstwowe i ekstrawaganckie chórki Freddiego.

Na uwagę zasługuje "The March of the Black Queen" - częste zmiany tempa, przeogromna ilość efektownych harmonii wokalnych, rozmach, unikalny klimat! Jeśli polubisz ten utwór, to zrozumiesz cały dorobek Queen lat 70-tych.
Sam utwór został uznany za jeden najlepszych kawałków stylu trash metal wśród zespołów, które takimi nie są.
Ci, którzy nie kupują tego utwory, mówią wprost "kawałek jest chory"!
7 minut chaosu, zmiana gatunku i nastroju 2 razy na minutę. Tekst jest przypadkowy (możecie go w ogóle nie brać pod uwagę, totalnie zignorować  :-)



Płytę kończy "Seven Seas of Rhye". Pierwszy singiel Queen, który osiągnął sukces.

Czy warto zaczynać przygodę z Królową od tego albumu? Zdecydowanie tak!
Bogactwo, przepych, zmienne nastroje, materiał trochę pretensjonalny, a nawet fragmentami męczący.
Jeśli pokochasz ten album, zrozumiesz fenomen Queen, w przeciwnym wypadku nic nie wyjdzie z romansu z Królową.


Komentarze

  1. Wiem i widzę jak lubisz Królową i jej historię na Vinylu. Będę pamiętał o takich rodzynkach Vinylowych😎

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz